(By przejść do bloga, kliknij w obrazek)
FRAGMENT
Święta po raz pierwszy od tak wielu lat spędzałem z rodziną. Całą rodziną. Z obojgiem rodziców, bratem, dziadkami. Ze względu na więcej miejsca wigilia odbywała się w domu mamy. Przynajmniej na tydzień przed dom był już całkowicie zawalony zapasami żywności. Nie było czasu na obijanie się. Każdy miał coś do roboty. Jako, że ja umiałem przypalić nawet wodę na herbatę w kuchni zostawiłem mamę samą z Billem. Z ojcem zajęliśmy się wyciąganiem pudełek z ozdobami. Było ich zaskakująco dużo. W jego domu także znaleźliśmy kilka zaklejonych pudeł na strychu i przywieźliśmy je do mamy. Tak więc stos kartonów jaki ustawiliśmy w salonie mógł spokojnie dorównywać wysokością choince. Tej jednak jeszcze brakowało. Co roku kupowaliśmy żywe drzewko.
Na dzień przed wigilią choinka była już rozstawiona. Udekorowanie jej przypadło mi i Billowi. W trakcie rozwieszania ozdób okazało się, że 2 zestawy lampek choinkowych- czerwone mrugające i pomarańczowe- nie świecą. Zostały nam więc żółte, zielone i niebieskie. Po dwóch godzinach trzeba było wyciągnąć już miotłę i szufelkę bo kilka bombek zaliczyło bliskie i śmiertelne w skutkach spotkanie z podłogą.
W dniu wigilii od samego rana panował istny chaos. Mama krzątała się po domu nerwowo powtarzając, że wszystko jest nie tak. By jej nie denerwować wyszliśmy z Billem na spacer. Okolica, w której mieszkałem z mamą wyglądała cudownie zimą. Wszędzie leżał nietknięty niczym biały puch. Korzystając z chwili nieuwagi brata zgarnąłem trochę śniegu z murku i zgniotłem go w biały pocisk, który chwilę potem rozbij się na jego plecach. Nie minęła kolejne chwila a moja twarz została natarta śniegiem. W odwecie wcisnąłem mu za kołnierz więcej śniegu. Bawiliśmy się jak dzieci blisko z godzinę.
autorki: krewetka & tenebris
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz